czwartek, 17 kwietnia 2014

Bezsenność w Siegen

Czasami zdarza się tak, że mimo wyczerpującego dnia pełnego zajęć i obowiązków oraz odczuwalnego zmęczenia w okolicy wieczoru, gdy już w końcu znajdziemy się w łóżku, przepełnieni myślą, że oto zaraz udamy się w objęcia Morfeusza, gdy poduszka szepcze do ucha czarodziejskie zaklęcia, a kołdra otula nas miękką chmurą... zaczynamy odczuwać to wspaniałe ciepełko, ciało i umysł przełączają się w tryb relaksu... powieki stają się ciężkie, coraz cięższe... aż tu nagle cudowną ciszę nocy przerywa sygnał smsa... 

I w tym momencie kończy się nasza podróż w świat marzeń. Próbujemy znów i znów, zamykamy oczy, nasłuchujemy poduszki, próbujemy się zrelaksować... I nic. Sen nie przychodzi. Umysł staje na baczność i zaczyna pracować jak szalony. Do głowy przychodzi milion myśli, rodzą się nowe pomysły, klarują cele. 

Taka sytuacja. U mnie. Dzisiaj. Jest 1.30 w nocy. Już prawie spałam, już śniłam swoją nową przygodę. A tu sms. Czasami myślę, w sumie coraz częściej, że komórki to jednak jakiś diabelski wynalazek. Kiedyś ludzie mogli się bez nich obejść, a dziś? Gdzie nie spojrzę tam jak nie ktoś rozmawiający, to wysyłający smsa, to korzystający z miliona aplikacji w unowocześnianych coraz bardziej telefonach. Mam koleżankę. Bardzo mądrą i fajną. Powiedziałam jej kiedyś, że za 10 lat (będąc w jej wieku) chciałabym być taka jak ona. Ma jedną cudowną zasadę - po 19.00 każdego dnia tygodnia wszystkie komórki i telefony u nich w domu są wyłączane. Po 19.00 każdego dnia mają tylko czas dla siebie. Chyba podkradnę tę zasadę i wprowadzę w swoje życie :) 

Ale, ale... przecież ja nie o tym chciałam. Tylko o tych myślach i celach, co to w bezsenne noce przychodzą tłumnie do głowy. Od paru lat trzymam się pewnej zasady. Można by rzec, że to prawie tradycja. Jest wynikiem rozmowy, którą kiedyś, dawno temu, przeprowadzaliśmy w gronie znajomych. Jest poniekąd odpowiedzią na pytanie, które wtedy padło. Mianowicie: "Jak widzisz siebie w ciągu najbliższych 5 lat? Jakie masz cele, marzenia, plany?" Podczas tej rozmowy padło wiele różnych słów. Jak dziś pamiętam, że powiedziałam, że jednym z moich marzeń, które mogłabym zrealizować w ciągu tych 5 lat jest podróż do Indii. Od tego czasu minęło już więcej niż 5 lat, a moja podróż ciągle nie doszła do skutku. Ale to nic nie szkodzi... Bo na początku każdego roku kalendarzowego wyciągam moją nieśmiertelną zieloną kartkę, na której notuję swoje cele, marzenia i plany. Są tam plany długoterminowe, ale także marzenia czy cele, które są realizowane na bieżąco. Co roku coś skreślam, co roku dopisuję. Wszystko zmienia się razem ze mną. 

Dziś znów wyjęłam moją zieloną kartkę. Tak kontrolnie. Chciałam sprawdzić, co z obiecywanych sobie rzeczy udało mi się już zrealizować. I muszę szczerze przyznać, że trochę się już tego nazbierało od początku roku. I co mnie cieszy najbardziej to to, że potrafię dotrzymać danego sobie samej słowa. Bo z tym zawsze najtrudniej. Ale moja zielona kartka motywuje mnie do dalszego działania. A rozmowa z koleżanką, która również posiada coś takiego (co prawda w formie zeszytu, a nie zielonej karteczki - ale liczy się sam fakt posiadania) i potwierdza fakt, że jej plany i cele również przechodzą metamorfozę co jakiś czas, jest dla mnie jeszcze lepszą motywacją do tego, żeby swoich marzeń pilnować, dbać o nie - tym samym dbając o siebie. I zgodnie z najważniejszym założeniem na ten rok - 2014 jest moim rokiem, rokiem spełniania marzeń, rokiem przełomu, rokiem zmian i rokiem dotrzymywania słowa danego sobie. 

A zatem, moi Milusińscy, życzę Wam wszystkim zielonej karteczki :) i marzeń - bo to one sprawiają, że stale jesteśmy młodzi... Tymczasem idę sprawdzić, o czym opowiada moja poduszka o 2 nad ranem ;) 

1 komentarz:

  1. Trzeba było wyłączyć głos w komórce i... już! Proste? Proste :)

    OdpowiedzUsuń